Jak Węgrzy uratowali Polskę w 1920, czyli wagony z amunicją i bronią

Latem 1920 roku sytuacja naszej odrodzonej Ojczyzny była dramatyczna - od wschodu nadciagała armia bolszewików, a Europa uznała, że Polska jest zbyt słaba i nie będzie w stanie wygrać wojny z silniejszym wrogiem. Na domiar złego, zachodziła uzasadniona obawa, że nie będzie nawet czym strzelać do Rosjan - brakowało amunicji. Z pomocą przyszli nam Węgrzy. Kto wie, czy Cud nad Wisłą byłby możliwy bez ich wielkiego militarnego daru.

12 sierpnia 1920 roku na stację kolejową w Skierniewicach wjechał pociąg z Budapesztu ciągnący 80 wagonów. Był to jedyny transport zbrojny, jaki dotarł w tych przełomowych dla Polski dniach. Rząd Czechosłowacji oficjalnie odmówił zgody na przewiezienie takiego transportu z Węgier. Identyczne stanowisko zaprezentowały Niemcy, Austria, Wolne Miasto Gdańsk. Pomoc z Francji została odcięta. Bardzo trudna droga odbyła się z Budapesztu przez Rumunię, która miała fatalnie rozwiniętą sieć kolejową. Jednak broń i amunicja dotarły na czas - tuż przed wielką bitwą z bolszewikami, jaka rozegrała się na przedpolach Warszawy. Bratankowie na własny koszt i z wielkimi trudnościami ofiarowali nam swoje zapasy i bieżącą produkcję.

Sytuacja krytyczna

Latem 1920 roku ważyły się losy naszej Ojczyzny, która właśnie po 123 latach niewoli odzyskała niepodległość. Od wschodu zbliżali się pod czerwonymi sztandarami sołdaci, którym Lenin rozkazał zdobyć Europę po trupie Polski. Odrodzony kraj był bardzo słaby, ale zapał i entuzjazm naszych przodków do walki z silnym wrogiem, a zarazem niedawnym zaborcą, był niebywały. Jednak armia rosyjska liczyła dwa miliony, a polskie wojska dopiero zaczęły się formować. Europa uznała, że to niemożliwe, aby żołnierze i ochotnicy pod wodzą Marszałka Józefa Piłsudskiego mogli pokonać potężne siły Tuchaczewskiego. Doskonałym tego zobrazowaniem jest fakt, że latem 1920 roku w Warszawie z całego korpusu dyplomatycznego pozostał jedynie nuncjusz Achilles Ratti (późniejszy papież Pius XI) i poseł Włoch. Polska została sama, bez żadnej pomocy z wyjątkiem kompletnie złamanych i zniszczonych traktatem z Trianon Węgier. To właśnie bratankowie dali nam 97 lat temu to, czego najbardziej brakowało, czyli broń i amunicję.

"Los Polski naszym losem"

Węgrzy w 1920 roku przeżywali tragedię narodową - na mocy traktatu z Trianon terytorium ich państwa zostało okrojone aż o 2/3 dotychczasowej powierzchni. Co gorsza, to nie był koniec upokarzających postanowień. Jedną z bardziej dotkliwych kar podyktowanych przez Ententę było nałożenie zakazu rozwoju przemysłu zbrojeniowego - zmniejszono liczbę fabryk broni. Swoje zapasy Węgrzy zdecydowali się przekazać walczącej przeciwko Rosji Polsce. Notabene sami zaznali krótkich, bo trwających zaledwie 133 dni, rządów komunistów, zatem doskonale wiedzieli z jak wielkim niebezpieczeństwem przyszło nam się zmierzyć. 
8 lipca 1920 roku węgierski rząd podjął decyzję dotyczącą tego, że zakład produkcji broni Manfreda Weissa znajdującysię na wyspie Csepel w Budapeszcie swój zapas przeznaczy dla Polski. Mało tego - dwutygodniowa produkcja została przeznaczona wyłącznie na potrzeby Polski. Transport z wielkim trudem dotarł do nas, niemal na chwilę przed decydującą o losach wojny polsko-bolszewickiej Bitwą Warszawską. Największa partia załadowana do 80 wagonów dotarła do Skierniewic 12 sierpnia, skąd amunicja od razu trafiła na front. Stało się to w momencie, kiedy zachodziła uzasadniona obawa, że nie będzie czym strzelać do Rosjan. O tym jak dramatyczne były okoliczności dotarcia do Polski węgierskiego daru pisze dr Krzysztof Ćwikliński: "Kiedy 12 sierpnia 1920 roku pękała obrona 11. Dywizji Piechoty pod Radzyminem, bolszewicy próbowali forsować Wisłę pod Płockiem, Włocławkiem, Nieszawą i Toruniem, a zdziesiątkowane i wyczerpane oddziały Wojska Polskiego cofały się na kolejną linię oporu, na dworzec kolejowy w Skierniewicach zaczęły wjeżdżać długie składy wagonów towarowych. Ogółem tego dnia dotarło ich osiemdziesiąt. Natychmiast rozpoczęto rozładunek. Wszystkie były wypełnione amunicją strzelecką i artyleryjską wyprodukowaną i dostarczoną przez Węgry. W ciągu 48 godzin 22 miliony pocisków zasiliły walczące jednostki. 16 sierpnia nastąpiło uderzenie znad Wieprza, a bolszewicki Front Zachodni poszedł w rozsypkę. (...)".
Ogółem w ciągu kilku miesięcy Węgrzy dostarczyli nam: 30 tysięcy karabinów Mauser i kilka milionów części zamiennych, 48 milionów naboi karabinowych Mauser, 13 milionów naboi Mannlicher, kilkadziesiąt tysięcy pocisków artyleryjskich, 440 kuchni polowych i 80 pieców polowych oraz wiele innych sprzętów i materiałów.
Najlepiej nastroje Węgrów dotyczące pomocy Polakom oddało chrześcijańsko-narodowe pismo "Új Nemzedék" ("Nowe Pokolenie") pisząc: "Nie wiemy, co uczyni Koalicja, my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem".

Czy to nie piękne mieć takich braci jak Węgrzy?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkocki poeta po stronie zniewolonej Polski

"Poseł z Lechistanu jeszcze nie przybył", czyli jak Turcja jako jedyny kraj nie uznała rozbiorów Rzeczypospolitej